wtorek, 16 marca 2010

Love funeral, it's ova.

Może małe wprowadzenie, w końcu chciałbym, żebyście wiedzieli o czym piszę.
Byłem z dziewczyną.. Ba! Z kobietą, dzięki której zrozumiałem, co to znaczy "kochać". Nigdy nie spodziewałem się, że ów uczucie - miłość - jest tak cholernie silne..
Byliśmy ze sobą dwa lata. Bez wątpienia najpiękniejsze dwa lata mojego życia, kurwa.
W międzyczasie zdradziłem ją, a mimo tego wróciła do mnie, też mnie kochała.
Czego szuka młody chłopak? Przygód.
Poszliśmy do nowej szkoły, poznaliśmy nowych ludzi. Przez chwilę wydawało mi się, że nasze dalsze wspólne życie będzie statyczne, nudne. I właśnie wtedy popełniłem największy błąd życiowy - zerwałem.
Teraz moja piękna O. (albo M.) ma innego. Twierdzi nawet, że nasze rozstanie było przeznaczeniem, że musiało się tak stać, żeby poznać jego. A ja? Mimo iż szukałem pocieszenia u innych, nigdy go nie znalazłem. One po prostu nie zastąpią Jej.
Przyrzekam, że zrobiłbym dla Niej wszystko, gdybym tylko miał gwarancję, że do mnie wróci.


O.:
"Gabryś, było - minęło. Nie kocham Cię, kocham T. Nie wiem czy w ogóle kiedykolwiek Cię kochałam.. po prostu przyrównując moje uczucie do Ciebie z tym do T., to pierwsze traci znaczenie. Mogę powiedzieć, że oszalałam na jego punkcie i już dawno zapomniałam, że tęsknię za Tobą. Nie miej mi tego za złe.. Nie mogłam znieść kolejnego rozstania i kolejnych kłótni, chciałam czegoś świeżego, t.zw. "motylków w brzuchu" i poczucia, że ktoś jest mną zafascynowany, a u Ciebie fascynacja mną już dawno przeminęła."


Gówno prawda, nigdy nie przeminie!

"Szkoda mi, że cierpisz z mojego powodu, ale z drugiej strony się cieszę, bo w końcu czujesz się tak, jak ja czułam się po naszym pierwszym zerwaniu, jak wtedy kiedy zostałam zdradzona i jak czułam się zupełnie niepotrzebna, zraniona w najbardziej surowym tego słowa znaczeniu."

Jestem totalnym kretynem, pierdolonym idiotą. Nigdy nie zmądrzeję.